Siostra na dzisiejsze czasy

- Od strony duchowej zaskakiwała mnie tym, że to ona prowadziła kapłanów, a nie oni ją - mówi ks. Michał Siennicki SAC, postulator w procesie beatyfikacyjnym s. Wandy Boniszewskiej. 

Tomasz Gołąb: Często Ksiądz powtarza, że sługa Boża Wanda jest Kościołowi dziś bardzo potrzebna. 

Ks. Michał Siennicki: Całe swoje życie poświęciła ofiarniczej modlitwie i cierpieniu w intencji księży. I to nie takich ułożonych i pobożnych, ale takich, który bywają powodem zgorszenia. Chrystus wybrał Wandę i zechciał poprzez jej przeżycia mistyczne ukazać na nowo rangę konsekracji kapłańskiej oraz zakonnej. Mówił jej, że będzie iskrą dla kapłanów i nigdy nie zgaśnie. Pan Jezus stale prosił ją o zadośćuczynienie za kapłanów letnich, zimnych oraz za zakony. 

To powołanie zrealizowała przez cierpienie... 

Gdy po rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego głosiłem we wszystkich parafiach Białegostoku - gdzie przez kilka lat mieszkała - kazania, by przybliżyć jej postać i prosić o świadectwa o niej, zgłosiła się... jedna osoba. Pamiętała siostrę Wandę, ale nie potrafiła nic o niej powiedzieć. Siostra Wanda rzeczywiście była nieznana, ukryta przed światem, niemal przezroczysta. Nie skupiała na sobie uwagi, choć niosła przecież wielki bagaż życia mistycznego, o którym dowiadujemy się głównie z jej obfitej korespondencji. W ukryciu brała na siebie choroby i cierpienia innych, doświadczała ekstaz, a także ataków szatana, spotykała się z niezrozumieniem i poniżeniem. 

Ta "przezroczystość" utrudnia pewnie prowadzenie procesu. 

Rzeczywiście, jednym z największych zmartwień postulatora jest znalezienie świadków. Pojawiają się pojedynczo, powoli. Gdybyśmy szukali ich tylko w zgromadzeniu Sióstr od Aniołów, do którego należała, byłoby to odebrane jako jednostronne. Minęło 20 lat od jej śmierci, więc wydaje się, że wciąż wiele osób powinno ją pamiętać. Dożyła sędziwego wieku 97 lat, a ostatnie spędziła w domu. Niemniej wciąż szukamy osób, które musiały ją spotkać. Każda wzmianka może być istotna. Nawet taka, że ktoś słyszał od swojej babci, że gdy już żadnego świętego w jakiejś sprawie nie dało się o łaskę uprosić, to trzeba było jechać do siostry zakonnej do Konstancina. Takie świadectwa do nas docierają i także są istotne, bo pokazują, że kult i fama świętości nie zaczęły się po rozpoczęciu procesu.

Chociaż jej grób odwiedza od tego czasu coraz więcej osób. 

Sam prowadzę tam wielu, zdarza się że nawet 70-osobowe grupy, chociaż jej nagrobek niczym się nie wyróżnia, a nawet niełatwo go znaleźć. Jest skromny, jak inne groby Sióstr od Aniołów. Widzę, że jest jednak niemal codziennie odwiedzany. 

Na jakim etapie jest proces po trzech latach? 

Cały czas pracuje komisja historyczna, która bada jej życie. To także jest utrudnione, bo wiemy na przykład, że bł. Stefan Wyszyński jako metropolita warszawski wystawiał siostrom dekrety, które po odczytaniu były dla bezpieczeństwa sióstr palone. Nawet Dom Generalny sióstr w Konstancinie w oficjalnych dokumentach widniał na przykład przez cały okres komunizmu jako własność sióstr szarytek. Urząd ds. Wyznań wiedział o istnieniu Sióstr od Aniołów, ale nie miał śladów ich działalności. Dziś kwerenda w archiwach musi uwzględniać te trudności. Na szczęście szefem komisji historycznej jest ks. Dominik Zamiatała, profesor UKSW, klaretyn i autor publikacji historycznych o zakonach w PRL. Inny badacz tego okresu, związany z IPN prof. Jan Żaryn, jest z kolei siostrzeńcem jednaj z Sióstr od Aniołów. Na pewno żaden dokument historyczny nie zostanie więc pominięty w procesie beatyfikacyjnym. 

Czy udało się odkryć jakieś nowe fakty? 

Porządkując archiwa i dokumenty, które dotyczą siostry Wandy, uzupełniamy przede wszystkim wiedzę o jej bogatej korespondencji. Prowadziła ją nie tylko z siostrami, ale przede wszystkim z dziesiątkami osób spoza zakonu, także z kilkoma kapłanami, m. in. ks. Pryszmontem czy ks. Barwickim. Siostry od Aniołów wykonały benedyktyńską pracę, digitalizując je i przepisując ich treść. Wszystkie pisma, także dziennik duchowy, zostały przekazane do ekspertyzy dwom teologom, tak jak każe prawo kanoniczne dotyczące procesu beatyfikacyjnego. Eksperci nie znają swoich nazwisk, nie możemy też ujawniać efektów ich pracy. 

Spodziewa się tu Ksiądz jakiejś sensacji? 

Znam przede wszystkim listy siostry Wandy, w których jawi się ona jako bardzo pokorna, prosta kobieta, która jest obdarzona nadzwyczajnymi darami. Listy pokazują, że powołanie do świętości nie jest czymś danym za zasługi ludziom wyjątkowym, nadzwyczajnym. Przeciwnie: pokazują, że świętość jest jakby czymś powszednim. Siostra Wanda była mistyczką i stygmatyczką, ale pisała zwyczajne listy: kilku-, kilkunastozdaniowe, tak jak byśmy dziś przesyłali SMS. Niemniej to kilkaset listów, które powstawały przez kilkadziesiąt lat, zwłaszcza w latach 70. i 80. 

Jaka osobowość wyłania się z tej korespondencji? 

Bardzo dojrzała i stabilna w emocjach, mimo nadzwyczajnych przeżyć mistycznych i trudnej historii życia: uwięzienia i doświadczenia wielu chorób. Nie miała akademickiego wykształcenia, ale potrafiła pisać i innych uczyła pisać na maszynie. Przed wojną pracowała w szkolnej katechezie, prowadziła Krucjatę Eucharystyczną. Robiła błędy ortograficzne, zwłaszcza po pobycie w łagrze wkradały się w jej zdania rusycyzmy. Od strony duchowej zaskakiwała mnie tym, że to ona prowadziła kapłanów, a nie oni ją. Kongregacja ds. Kanonizacyjnych zasugerowała nawet, by na podstawie jej pism przeprowadzić analizę psychologiczną. Podejmie się jej biegły psycholog psychoterapeuta. To osoba zakonna, zaznajomiona z niuansami życia klasztornego i duchowego. W ten sposób poznamy głębszy portret s. Wandy. 

Kiedy może skończyć się etap diecezjalny? 

Swoją kwerendę musi zakończyć komisja historyczna, a także wspomniany biegły psycholog. Dokumentów jest sporo, więc pracy nie zabraknie pewnie do końca tego roku. Jest jeszcze kwerenda obrazu, który ks. Barwicki namalował na prośbę s. Wandy i według jej wizji, który ma przedstawiać istotę kapłaństwa. To wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego. Wisi na korytarzu Domu Generalnego Sióstr od Aniołów. Widać na nim także drugą postać. Skłaniam się ku powołaniu biegłego historyka sztuki, który wykona jego analizę. Niezależnie toczą się jeszcze przesłuchania świadków przed promotorem sprawiedliwości, powołanym przez kard. Kazimierza Nycza. Pandemia, która trwała od początku procesu, nie ułatwiała go do tej pory. Przed przesłaniem do Watykanu nastąpi publikacja akt i uroczysta sesja, podczas której akta zostaną zalakowane w obecności biskupa. 

Czy docierają już jakieś świadectwa łask i cudów wymodlonych za wstawiennictwem sługi Bożej Wandy Boniszewskiej? 

Myślę, że przyjdzie czas, że Bóg zatroszczy się i o to. Podchodzę do tego z zupełnym spokojem, bo na razie w tym procesie zajmuje nas przede wszystkim badanie jej życia i dokumentów. Choć znam już także świadectwa osób, kilkunastu, może już nawet kilkudziesięciu, które mówią o uzdrowieniach fizycznych czy duchowych, które przypisują słudze Bożej. 

Stygmatyczka 

Wanda Boniszewska urodziła się 2 czerwca 1907 roku w Nowej Kamionce koło Nowogródka. Dwie siostry, podobnie jak Wanda, wstąpiły do Zgromadzenia Sióstr od Aniołów. Po Pierwszej Komunii św. wspominała, że Jezus przemówił do niej wyraźnym głosem, a ona cieszyła się bardzo, mając Najukochańszego w duszy. Wtedy po raz pierwszy odczuła bol w miejscach ran na Ciele Pana Jezusa, co było zapowiedzią późniejszych stygmatów. Otwarte rany pojawiły się na ciele Wandy w Adwencie 1934 roku. Ksiądz Barwicki, świadek ekstaz, mówił o krwawym pocie, ranie prawego ramienia i boku, nad lewą piersią, lewego boku, ranach rąk i nóg, szramach po biczowaniu, 13 ranach dookoła głowy, krwawych łzach i sińcach od pobicia. 

W wieku 17 lat Wanda wyjechała do Wilna, by wstąpić do bezhabitowego, ukrytego Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, założonego tam przez sługę Bożego abp. Kluczyńskiego w 1889 r. dla pomocy kapłanom w pracy duszpasterskiej. Wanda Boniszewska pragnęła "zostać zakonnicą, ale dobrą, a nawet i świętą". 

11 kwietnia 1950 roku została aresztowana przez NKWD i skazana na dziesięć lat łagrów sowieckich. Świadectwo jej wiary miało ogromny wpływ na strażników, śledczych, lekarzy i współwięźniarki. 17 października 1956 r., po amnestii, przebywała kolejno we wspólnotach zgromadzenia w Chylicach, Białymstoku, Lutkówce i Częstochowie. Była wrażliwa na potrzeby drugiego człowieka, ofiarna, gotowa zrezygnować z własnych potrzeb. Ukochała Różaniec i adorację. Od kwietnia 1988 r. przebywała w Konstancinie-Jeziornie, gdzie zmarła 2 marca 2003 r. Została pochowana na cmentarzu parafialnym w Skolimowie. 

Źródło: Siostra na nasze czasy, w: Gość Warszawski nr 5/4.02.2024, s. VI-VII.

1 komentarz:

  1. Wandziu , pokornie proszę : wspieraj nas w modlitwie do naszego Pana Jezusa Chrystusa i Królowej Matki Miłosierdzia.
    Okaż nam Panie Miłosierdzie Swoje.

    OdpowiedzUsuń