Stygmatyczka

 - Wiele cierpiała. Miała szczególne łaski od Boga. Została wybrana po to, aby swoje życie ofiarować za kapłanów, Ojczyznę i Kościół - mówi siostra Maria Cichoń, wikaria generalna zgromadzenia. I dodaje: - Siostra Wanda Boniszewska nosiła ślady podobne do ran Chrystusowych, ale proszę z tego faktu nie stwarzać sensacji. Najważniejsze przecież jest to, w jaki sposób przeszło się przez życie.
Spośród około 400 osób, które nosiły stygmaty, za świętych Kościół uznał 60, m.in. Franciszka z Asyżu, Ojca Pio, Katarzynę Sieneńską. Występowaniu ran towarzyszyły nadzwyczajne zjawiska, jak dar uzdrawiania chorych, przepowiadania przyszłości, przebywania jednocześnie w dwóch różnych miejscach. Aby jednak Kościół mógł ogłosić kogoś świętym, potrzebne są znaki pośmiertne: uzdrowienia i inne łaski doznawane przez osoby, które modliły się za pośrednictwem zmarłej. One poświadczają heroiczność jej życia. 

Chciała ukryć ślady ran

Kiedy Wanda miała 12 lat, podczas procesji na uroczystość św. Michała w Nowogródku odczuła ból w rękach, nogach i innych miejscach ran Chrystusa. Te odczucia powtórzyły się jeszcze kilka razy. Krwawiące rany wystąpiły 15 lat później, kiedy była już w bezhabitowym Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów w Pryciunach, 30 km od Wilna. Widoczne były na dłoniach, stopach, obydwu ramionach, w lewym i prawym boku, nad lewą piersią, wokół głowy. U siostry występowały też krwawy pot i krwawe łzy. Rany otwierały się zwykle w czwartek wieczorem i utrzymywały się do piątku wieczorem. Siostra w tym czasie nie wychodziła ze swojego pokoju. Chciała, aby o jej przeżyciach wiedziało jak najmniej osób. Ona sama czuła się niegodna noszenia ran podobnych do Chrystusowych. Zakładała swetry z długimi rękawami, aby ukryć ślady na rękach.

Jak wspomina s. Maria Cichoń, siostra Wanda nie była zamknięta w swoich mistycznych przeżyciach. Choć niewiele mówiła o sobie, była bardzo pogodna, lubiła żartować. Najważniejsza była dla niej praca na rzecz innych. Zajmowała się między innymi katechizacją, prowadzeniem koła eucharystycznego, przygotowywaniem dzieci do I Komunii św. Wśród jej uczniów był m.in. obecny kardynał Henryk Gulbinowicz, metropolita wrocławski. - Siostrze Wandzie Boniszewskiej zawdzięczam wiele. To ona przygotowała mnie do I Komunii św., nauczyła służenia do Mszy św. Żyła w przyjaźni z moimi rodzicami, a szczególnie z moją matką - wspomina kard. Gulbinowicz.

Karcer za różaniec

W latach 40., kiedy siostra Wanda była przełożoną, w domu w Priciunach ukrywał się ks. Antoni Ząbek, jezuita, poszukiwany przez sowieckie służby specjalne. 9 kwietnia 1950 r. MGB aresztowało ks. Ząbka. Za udzielenie schronienia kapłanowi zatrzymano także kilka sióstr, wśród nich Wandę Boniszewską.

Siostrę Wandę z wyrokiem 10 lat więzienia władze sowieckie zesłały w okolice Uralu. Trafiła do szpitala więziennego w Wierchnie Uralsku. W tym czasie, podobnie jak jeszcze przed aresztowaniem, rany ukazywały się sporadycznie. Wzbudziły zainteresowanie władz więziennych. Siostra stała się obiektem badań medycznych. Po kilku miesiącach lekarze bezradnie rozłożyli ręce i potraktowali otwierające się rany jako... żylaki. "Sowsjem was wyleczit nikakaja medycyna nie potrafit, patamu szto wy oczień nerwowaja i uczuljena na hrest. Eto was psychoz" - brzmiał werdykt medyków. "Pomyślałam, głupi wy jesteście, choć lekarze. Ale po chwili wyrzut sumienia, że tak nie wolno myśleć" - zanotowała w "Dzienniczku", który zaczęła pisać po powrocie do Polski z zesłania.

W więzieniu nie szczędzono jej szyderstw - nazywano kuglarką udającą świętą. Siostra w czasie mistycznych przeżyć mówiła między innymi o Stalinie, Berii. Chcąc zmusić ją do dalszych wyznań, zastosowano wstrząsy elektryczne, po których mdlała.

Podczas zesłania Wanda Boniszewska większość czasu spędziła w szpitalu - zapadała tu ciągle na jakieś choroby. Chociaż sama bardzo cierpiała, zawsze myślała o potrzebach innych osób. "Będąc w więziennym szpitalu na wspólnej dużej sali chorych starałam się nieść pomoc więcej cierpiącym i swoje porcje mleka, masła i białego chleba oddawałam im" - wspominała w "Dzienniczku". W sali prowadziła modlitwy, robiła z chleba różańce. "Odmawiałam różaniec wspólnie, co było ostro zabronione (...) nasze różańce i krzyże robione z chleba zabierano i niszczono" - można przeczytać w "Dzienniczku". Kiedy zarekwirowano jeden różaniec, wykonywała następny.
Karą za modlitwy był karcer. Stała tam tylko w koszuli, na podłodze zalanej zimną wodą. Innym razem zamykano ją z wygłodniałymi szczurami. Po tym jak była bita i kopana na lewej piersi pokazał się guz, który trzeba było usuwać chirurgicznie. Siostra bardzo boleśnie przeżywała także ten okres, kiedy zamknięto ją w sali z psychicznie chorymi więźniarkami. Pobyt w więzieniu przerwał okres odwilży w Związku Radzieckim. Wtedy powiedziano jej, że została skazana nieprawnie i w 1956 r. pozwolono wrócić do kraju.

Namaluj obraz

Od lat 50. tam, gdzie przebywała Wanda Boniszewska, towarzyszył jej obraz kapłana na tle Chrystusa Ukrzyżowanego. Powstał na wyraźne życzenie Jezusa, które słyszała w czasie widzenia. Siostra wzbraniała się przed jego namalowaniem, tłumacząc, że nie potrafi. O wykonanie obrazu zatroszczył się ks. Czesław Barwicki, jej spowiednik.

Wanda Boniszewska przez swoje cierpienia i modlitwę pomogła wielu kapłanom wyzwolić się z ciężkich grzechów, m.in. pijaństwa. - Nieżyjący już dwaj spowiednicy siostry, ks. Barwicki i ks. Ząbek, byli tego świadkami - opowiada ks. prof. Jan Pryszmunt, który znał Wandę Boniszewską od ponad 50 lat. W czasie mistycznych doznań, kiedy otwierały się rany, siostra cierpiąc prosiła Jezusa o przebaczenie grzechów kapłanom. Głośno mówiła wtedy ich przewinienia. Po kilku tygodniach do ks. Barwickiego przyjechał nieznajomy mężczyzna. Poprosił o spowiedź. Wymienił dokładnie te grzechy, o których wybaczenie prosiła s. Wanda. Zaś ks. Ząbek w konfesjonale jednego z wileńskich kościołów, jak się potem okazało, spowiadał kapłana, któremu siostra Wanda wcześniej wyjednała nawrócenie. Innym razem zapobiegła samobójstwu kapłana z Syberii. Siostrę widział wtedy w strasznych męczarniach ks. Barwicki. Wyglądała jakby ktoś ją dusił. Kapłan wypowiedział nad nią egzorcyzm. Dopiero wtedy uspokoiła się, a na jej ciele znaleziono sznur.

- Pamiętam rozmowę na temat siostry Wandy z jej pierwszym spowiednikiem ks. Tadeuszem Makarewiczem - wspomina ks. Pryszmunt. "Sprawę tę uważam za poważną. Ona wiele cierpi, a jej cierpienia wspólne są mistykom ostatniej doby" - mówił ks. Makarewicz.

Wanda Boniszewska miała też dary nadprzyrodzone m.in. przepowiadania przyszłości i przyjmowania na siebie chorób innych osób. Przewidziała wybuch II wojny światowej i odzyskanie przez Polskę wolności. W czasie zamachu na Ojca Świętego odczuwała silne bóle ciała. Przyjęła na siebie dolegliwości kapłana, zaatakowanego ostrym bólem gardła. Ból był tak silny, że kapłan nie mógł prowadzić rekolekcji. Po modlitwie siostry kontynuował katechezę bez przeszkód. Innym razem w podobny sposób pomogła w chorobie swojemu ojcu.

Siostra Wanda cierpiała też w naturalny sposób. Od najmłodszych lat znosiła różne dolegliwości z powodu bronchitu, zapalenia płuc, anemii. W czasie pobytu w więzieniu zachorowała m.in. na zapalenie miedniczek nerkowych, woreczka żółciowego, opon mózgowych. Już po powrocie z zesłania odnowił się jej guz na piersi. Przeszła kolejną operację. Nie ostatnią. W 1962 r. trzeba było usunąć guza mózgu - oponiaka. Kiedy przebywała w zgromadzeniu w Częstochowie, podczas wysiadania z autobusu została potrącona przez samochód. Doznała złamania szyjki kości udowej. Kolejna operacja. Kość zrosła się źle, więc noga pozostała sztywna. Odtąd siostra mogła ledwie poruszać się o kulach, a potem już tylko na wózku.

Zrzucę płatki konwalii

Mimo tych dolegliwości zawsze była pogodna, nie skarżyła się. - Bywało, że młodsze siostry chętnie do niej przychodziły, bo potrafiła powiedzieć coś takiego, co było jakby osobistym przesłaniem - wspomina s. Cichoń z Chylic, gdzie 15 lat spędziła siostra Wanda. W ostatnich latach jej życia rany zanikły. Rana boku otwierała się sporadycznie, kiedy przebywała w domu zgromadzenia w Częstochowie. Później stwierdzono jeszcze obecność guzka na piersi. Wanda Boniszewska zmarła 1 marca br. w 96 roku życia. Odeszła cicho, spokojnie, jakby dyskretnie. Zawsze mówiła o sobie, że jest leśną konwalią, że z nieba będzie miała większe możliwości pomagania ludziom i wypraszania im łask, niejako zrzucając stamtąd płatki konwalii.

Tygodnik Solidarność nr 15/2003  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz