Stygmaty i ekstazy

      Szczególnie jednak charakterystyczny wyraz cierpień i przeżyć s. Wandy to łaska stygmatów. Zapowiedzią ich było odczuwanie bólu w rękach i nogach, w miejscach przebicia gwoździami u Pana Jezusa. Doznała tego bólu przy Pierwszej Komunii św. oraz na procesji w uroczystość św. Michała w kościele św. Michała w Nowogródku. Bardzo silne bóle owładnęły nią podczas obchodzenia stacji Męki Pańskiej w Kalwarii, gdy brała udział w pielgrzymce do Wilna na uroczystość przeniesienia relikwii św. Kazimierza. Przeżycie to tak ją zaabsorbowało, że zagubiła się i odłączyła od swojej grupy.

     Doznania te pojawiały się także, gdy była w nowicjacie. I tak np. kiedy uczestniczyła we Mszy św. w kościele w Kalwarii, klęcząc przed wielkim krzyżem w głównym ołtarzu, wyraźnie odczuła życzenie Pana Jezusa, by zadośćuczynić za grzechy przez takie cierpienia fizyczne, które sprawiały Mu największy ból. Przy tym zrozumiała, że Pan Jezus chce ją obdarzyć takimi ranami, jakie otrzymał przy ukrzyżowaniu. Tymczasem bez znaków zewnętrznych odczuwała bóle dookoła głowy, w prawym i lewym boku, w rękach i nogach. W czwartki cierpiała za kapłanów, a w piątki i środy za zakony i swoje Zgromadzenie. Większego bólu doznawała przy rozmyślaniu nad Męką Zbawiciela, w czasie Mszy św. i po Komunii św. oraz w karnawale. W trakcie ośmiodniowych rekolekcji prosiła Pana Jezusa o dowód, że to, czego chce od niej, pochodzi od Niego. Niech np. odczuje ból Serca Bożego. I otrzymała dowód. Miecz boleści przeszył jej klatkę piersiową, co odczytała jako potwierdzenie, że te doznania pochodzą od Pana Jezusa. Rozmyślając o Chrystusie Ukrzyżowanym, wczuwając się w Jego Święte Rany, doznawała silniejszego bólu nie tylko w rękach i nogach, ale i w głowie. Ból był bardzo dotkliwy, tak że zdawało się jej, iż przekracza on miarę wytrzymałości. Ofiarowała go za dusze, które najwięcej leżą na Sercu Jezusa. Prosiła Pana Jezusa, że chętnie będzie cierpieć, byleby te znaki nie ujawniały się na zewnątrz.

     4 marca 1932 r. pierwszy raz przyznała się na spowiedzi ks. Makarewiczowi, że odczuwa bóle w miejscach, gdzie Pan Jezus miał gwoździe oraz w boku, pomimo że brak znaków zewnętrznych.

     Starannie ukrywała się ze stygmatami do 3 stycznia 1935 r., gdy przy udzielaniu sakramentu namaszczenia chorych dostrzegł je spowiednik ks. Makarewicz. Była tym faktem bardzo zmartwiona. Duchowo jednak poczuła się szczęśliwa i uspokojona, Pan Jezus całkowicie owładnął jej duszą. 5 kwietnia tegoż roku pielęgniarka s. Wandy, s. Rodziewicz, dostrzegła stygmaty i dopytywała o ich znaczenie, co dla s. Wandy było kłopotliwe i bolesne. Odtąd s. Rozalia była taktowną, roztropną i bardzo troskliwą opiekunką dla stygmatyczki, świadcząc jej wszelką możliwą pomoc (także w praniu zakrwawionej bielizny) i dyskretnie strzegąc tajemnicy. Natomiast s. Wanda skrzętnie i z wielką starannością ukrywała wszystkie rany.

     Cierpienia i boleści, zwłaszcza te związane z darem stygmatów i łączącymi się z nimi przeżyciami, miały u s. Wandy wyraźnie określony cel. Został on jej ukazany przez Pana Jezusa już w najmłodszych latach, a ona go przyjęła. Było nim poświęcenie się za kapłanów, zakony i własne Zgromadzenie. Stawiając ten cel przed s. Wandą, Pan Jezus przekazał wiele głębokich i ważkich prawd o godności, zadaniach kapłanów, o Jego szczególnej miłości wobec nich, o wadze zadań, które na nich nakłada, o ogromnym bólu, jaki sprawiają ich grzechy oraz o specjalnej łasce wielkiej gotowości przebaczania im.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz