"Skarżyłam się Najwyższemu"

     Ale bardziej interesujące i podnoszące na duchu jest to, co s. Wanda pisze dalej. "Będąc w więziennym szpitalu na wspólnej i dużej sali chorych, starałam się nieść pomoc bardziej cierpiącym i swoje porcje mleka, masła, białego chleba oddawałam innym cierpiącym. Odmawiałam różaniec wspólnie, co było ostro zabronione, i przy rewizjach nasze różańce i krzyżyki zrobione z chleba zabierano i niszczono, ale pod tym względem byłam niepoprawna i robiłam znowu swoje" (s. 82). Nie zamykała się w sobie, ale interesowała się współwięźniami i modliła się za nich: "Żal mi było uwięzionych tylu młodych ludzi, którzy byli już osądzeni i skazani przez sądy - trybunały wojskowe, na rozstrzelanie. Wszystko to przedstawiałam Niebu. I co? Niebo głuche nie pozostało... Skarżyłam się Najukochańszemu, że za bardzo milczy, a przecież moce ciemności porywają tylu młodych ludzi, którzy często sami sobie odbierali życie. [...] Tej nocy znowu słychać, wywożą umarłych ze szpitala, a co Jezus na to? - Rozumiem, że cierpi, jak Go martwe dusze przyjmują do swoich cuchnących wnętrz.... To zrozumienie cierpień więźnia Eucharystycznego oddziaływało na mnie bardziej boleśnie niż bóle ciała, przy tym rodziła się w mojej duszy tak żywa obecność Boża, że przynosiła ulgę w chwilach bardzo ciężkich smutków duszy" (s. 83). 

     Siostra Wanda opisuje inną scenę, jak jeden z naczelników więziennych znęcał się nad nią, bił głową o ścianę, i nagle w nocy przychodzi i mówi: "Wiecie, teraz przekonałem się, że Bóg jest, bo sumienie nie daje mi spokoju i musiałem się żegnać znakiem krzyża. Moja matka jest wierząca, ja teraz także chcę być wierzącym tak jak i wy" (s. 89). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz