"Rzucili się na mnie jak piraci"

     Innym razem Wanda była na sali z wielu chorymi więźniarkami. Wszystkie solidarnie zażądały, żeby usunąć pewną donosicielkę. Zabrano ją, ale s. Wanda zauważa: "Za parę minut wezwano mnie do naczelnika reżymu i 'opieratiwnika'. Ci naczelnicy rzucili się na mnie jak piraci. 'Co za nabożeństwo urządzacie? Chcecie otrzymać jeszcze jeden termin - mało wam dali, co?' - i posypały się brudne ruskie rugania, a ja już ścierpieć nie mogłam i powiedziałam: Nie wypada wam, kulturalnym naczelnikom, obrażać mnie, kobietę, brudnymi połajankami i nie przystoi to waszym oficerskim gwiazdkom; wybaczyć mogę prostym żołnierzom - strażnikom, wam nie mogę! Od razu zamilkli, trochę się zawstydzili. Miałam też malutki krzyżyk zaszyty w 'buszłatie' - tak nazywano kurtki - watówki. Wiedzieli i o tym moim 'skarbie' i kazali wyrzucić, a ja odpowiedziałam: 'Nigdy' i dalej mówiłam, bo czułam takie jakby natchnienie, i mówiłam dużo, co się tyczy ich przyszłości. Na razie śmiali się, a potem kazali mi 'milczeć, gadzino'" (s. 112-113). 

     Gdziekolwiek s. Wanda znalazła się, była z Jezusem i Jego głosiła. Wszędzie miała odwagę modlić się z więźniarkami. Pisze w swym "Pamiętniku": "Szukałam Boga w ścianach więziennych". I były owoce tego szukania. W duszach ateistów, którzy ją maltretowali, budziła trwogę i szacunek. Relacja siostry Wandy o przebytym więzieniu bogata jest w niepowtarzalne obserwacje, jakie trudno jest spotkać w relacjach innych więźniów, którzy cierpieli za wiarę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz