Magdalena Grochowska: I w krwawe tylko przystrojona róże

W Wielki Czwartek 1934 roku, gdy w nocy modliła się w łóżku, ujrzała Chrystusa konającego. Przed Bożym Narodzeniem poczuła podczas spowiedzi przeszywający ból w stopach, dłoniach i boku. Krew!

"Jeśli Konwalia wytrwa, w co mocno wierzy, to po jej śmierci możecie o niej mówić, co będzie potrzebne".

Lubiła nazywać siebie Konwalią. Od nielicznych, którzy znali jej tajemnicę, żądała milczenia. Dopóki żyje.

W marcu 2003 roku prasę obiegły trzy fotografie: kobieta w okrągłych okularach patrzy pogodnie w obiektyw; wsparła głowę na poduszce, oczy zamknięte; spod kołdry sterczą stopy - z krwawymi śladami.

"Śmierć stygmatyczki" - doniosły agencje.

Płótna osiem razy złożone
Czasem tramwaj wznieca nagłe błyski na drutach elektrycznych; jej życie duchowe jest jak te kaskady iskier, pisała w liście w 1961 roku. Przesuwają się przed jej oczami ulice, kościoły, kina, sklepy. Ludzie wsiadają do tego tramwaju, którym ona podróżuje do nieba, i wysiadają. "Widzę w każdej duszy mieszkanie Boże".

I znowu błysk. Teraz wszystko, czego doświadczyła, wydaje jej się złudzeniem. Konwalia zawraca tylko spowiednikom głowę swoimi wizjami. Dość. Będzie mówiła na spowiedzi jedynie grzechy. "Jesteś przeczuloną babą - strofuje samą siebie - i niczym więcej".

Złudzenie? Zachowały się pisemne zeznania świadków.
Świadek Rozalia Rodziewicz, od 1933 roku w Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów, w domu zakonnym w Pryciunach pod Wilnem. Przydzielona do opieki pielęgniarskiej nad siostrą Wandą Boniszewską. W 1935 roku ujrzała na jej nogach i boku otwarte rany. Przykładała do nich płótna osiem razy złożone. Przesiąkały krwią.

Janina Sinkiewicz (zeznanie z 1986 roku): działo się to w 1944 roku w Pryciunach. Synek Janiny wbiegł do pokoju siostry Wandy, Janina pobiegła za nim. Ujrzała Wandę leżącą w drgawkach. Z każdym drgnieniem ciała pojawiała się na jej rękach krwawa pręga.

Zofia Bartoszkówna (zeznanie z 1960 roku): wakacje 1938 roku spędzała w Pryciunach. Ostatniego dnia sierpnia usłyszała w lesie jęczącą Wandę: - Boże mój, Boże... Zapytała, co się stało. - Biedna Polska, nie wie, co za rok ją czeka...

Świadkowie nie żyją. Zmarł również ksiądz Czesław Barwicki, w czasie wojny kapelan w Pryciunach, spowiednik siostry Wandy, który przez lata zbierał o niej świadectwa. Wanda Boniszewska dożyła 95 lat.

Jej notatki, dokumenty, listy i fotografie przechowuje ksiądz Jan Pryszmont, emerytowany profesor Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. W 1948 roku został proboszczem w Bujwidzach, siedem kilometrów od Pryciun. Odprawiał msze w kaplicy sióstr od aniołów, spowiadał Wandę Boniszewską. Wiedział o jej ranach. Po wojnie się przyjaźnili. A od czasu, gdy zamieszkała w 1988 roku w domu zakonnym w Chylicach pod Warszawą, odwiedzał ją co tydzień.

- Widziałem na jej rękach sine blizny - opowiada. - Jak komunię świętą przyjęła, kolory występowały na jej twarz. Do połowy lat 90. bywało tak: leży w łóżku, widać, że nie śpi, a nie ma z nią kontaktu. Jeszcze wtedy powtarzała, że chce już umrzeć, chce do nieba. Pod koniec życia rozmowy z nią utrudniała silna skleroza.

Zawsze długie rękawy
W dworku sióstr od aniołów w największym pokoju była kaplica publiczna. Tutaj siostra Wanda składa na ołtarzu list do Jezusa (rok 1938). Niech znikną zewnętrzne objawy stygmatów, ból niech pozostanie.

Porządkowała kiedyś kwiaty na ołtarzu; z naręczem zeschłych konwalii idzie do ogrodu. Nagle słyszy głos: - Oto jesteś własnością moją...

W okolicy rozrzucone były zaścianki szlachty bujwidzkiej; w jednym z nich urodził się Henryk Gulbinowicz, dziś kardynał metropolita wrocławski. W latach 30. chodził z rodzicami na msze do kaplicy sióstr anielskich. Wanda Boniszewska przygotowywała go do pierwszej komunii i uczyła służenia do mszy. Pogodna, nie podnosiła głosu, lubiana przez dzieci, tak ją zapamiętał.

Pisze w faksie: "Nas jako dzieci dziwił fakt, że siostra Wanda ma zawsze długie rękawy, które zakrywały dość szczelnie niemal całe dłonie". Siostry od aniołów są zgromadzeniem bezhabitowym, noszą stroje świeckie. "Może tak ukrywała swoje stygmaty - mój domysł".

Pod koniec wojny Henryk Gulbinowicz był alumnem Wyższego Seminarium Duchownego w Wilnie. W lutym 1945 roku sowieckie służby bezpieczeństwa nakazały studentom opuścić miasto. Gulbinowicz trafił do wiejskiej parafii, gdzie spotkał księdza profesora Władysława Rusznickiego. Przed wojną należał on do komisji powołanej przez arcybiskupa Wilna do zbadania stanów mistycznych siostry Wandy. W czasie okupacji ukrywał się u sióstr anielskich. Rusznicki znał Gulbinowicza, darzył go zaufaniem. Opowiadał o siostrze Wandzie.

Kardynał pisze, że nigdy nie widział jej stygmatów - ani jako dziecko, alumn, ani jako biskup, choć spotykał się z nią wielokrotnie. Nigdy nie pytał o nie, gdyż wiedział, że obowiązuje ją ścisły sekret kanoniczny. Ale z relacji księży Rusznickiego i Barwickiego -członków owej komisji - zna przebieg stanów mistycznych, jakie przeżywała zakonnica.

Ujmuje rąbek nieba
Czesław Barwicki został kapelanem w Pryciunach w lutym 1941 roku. Nim objął to stanowisko, dostał do przeczytania manuskrypt księdza Tadeusza Makarewicza, pierwszego przewodnika duchowego siostry Wandy, który opisywał jej ekstazy i cielesne cierpienia.

Przełożona przedstawia kapelanowi dziewięć mieszkanek Pryciun, wśród nich Wandę Boniszewską. Zanotował: "Specjalnego wrażenia nie zrobiła. Coś jednak wyróżniało ją od innych (...). Głowę i czarne oczy trzymała opuszczone w dół".

Odtąd będzie prowadził systematyczne notatki o przeżyciach duchowych zakonnicy.
W piątek, 7 lutego 1941 roku, odwiedził ją w jej pokoju w obecności dwóch sióstr. "Po ekstazie bolesnej z każdą chwilą chora staje się bardziej przytomna. Nie mogę jeszcze odważyć się na zadanie jakiegoś najmniejszego pytania".

"Oglądam ręce i nogi. Stygmaty otwarte. Trochę skrzepłej krwi wylała. Rana boku prawego otwarta. Prawe ramię starte do krwi. Tułów pokryty szramami, jakby od uderzeń potrójnie złożonych".
Wielki Tydzień 1942 roku, siostra Wanda przez kwadrans jakby umierała. Relacja Barwickiego: "Konanie... Wiatr targa przed śmiercią... ciężko oddać się na Twoje żądanie... (głębiej oddycha, oczy wznosi do góry, ręce wypręża, głowę obraca na wszystkie strony). Odchodzę... (mówi bardzo cicho, język prawie się nie obraca). Trwoga! Mój Boże, czemuś mnie opuścił! (drgnięcie)".

Rok później kapelan sumuje spostrzeżenia: całe ciało coraz bardziej bolesne, głowa w guzach, miejsca "gwoździ" tak ją bolą, że stąpać nie może. Ekstazy występują już nie tylko w czwartki i piątki, lecz co dzień. Od południa chora popada w stan półświadomości. Pokarmu nie spożywa, bo gdy coś zje, wymiotuje. Podczas ekstaz temperatura ciała lekko podwyższona. Puls przyspieszony. Żadnych grymasów, nienaturalnych spojrzeń, dziwacznych ruchów, charczeń, jęków, krzyków. Czasem zgrzyt zębów. Ogólnie odrętwiała, usta spieczone, nie biorą udziału w mowie, brak śliny, słowa gardłowe.
- Gdzie siostra jest w tej chwili?
- U stóp krzyża.
- Za kogo siostra dziś ma cierpieć?
- Za tych, co nie chcą przyjąć krzyża.

"...Jest już daleko posunięta w kontemplacji. (...) Nigdy nie wykroczyła przeciwko wierze i moralności. Nie zauważyłem u niej żadnych oznak udawania mistyczki, ulegania złudzeniom czy histerii (...). Nigdy nie prosiła o wizje, ani za nimi tęskniła, ani się nimi chwaliła (...). Że niektóre jej objawienia pochodziły od Boga, wskazywałoby na to jej całkowite poddanie się kierownictwu duchowemu oraz przełożonym".

Pytana o swe przeżycia odpowiada powściągliwie: kiedy dusza łączy się z Chrystusem, to jest tak, jakby ujmowała rąbek nieba.

Suchy post, twarde spanie, mało snu
Dziadkowie ze strony matki - Abram i Fajga Anolikowie - byli Żydami. Matka, Helena, przyjęła chrzest w wieku szesnastu lat, przed ślubem z Franciszkiem Boniszewskim. Dziadka Wandy, Michała Boniszewskiego, za udział w powstaniu styczniowym carat pozbawił majątku w Talkowie koło Trok.

Rok po ślubie Franciszek wyjeżdża do Ameryki, wstępuje na krótko do greckokatolickiego seminarium duchownego. Później pracuje na farmie. Po sześciu latach wraca i kupuje folwark Nowa Kamionka pod Nowogródkiem, 50 hektarów ziemi. Jest nadleśniczym u hrabiego Grabowskiego. Mają z Heleną jedenaścioro dzieci.

Braciszek Wandy, Napoleon, leży w trumience. Dziewczynka widzi go, jak wstaje, otaczają go aniołowie. Przyjmuje pierwszą komunię. Widzi Jezusa ze wspaniałym orszakiem.
Narzuca sobie żelazną dyscyplinę: suchy post, twarde spanie, mało snu. Wpada w anemię, przez całą zimę każą jej leżeć w łóżku. Modli się, żeby czyraki, które gnębią ojca, ją obsypały. Ojciec wraca do zdrowia, ona cała w czyrakach.

Zapragnęła śmierci - żeby uniknąć w życiu grzechu i żeby matce było lżej. Miała dwanaście lat.
Przejeżdżał przez ich odludzie misjonarz. Poprosiła, by ją zabrał do klasztoru. - Jesteś za młoda.

Przy stopach Twoich
Zgromadzenie Sióstr od Aniołów powstało pod koniec XIX wieku w Wilnie. Konstytucje głoszą, że zakonnice mają być siostrami aniołów nieba i aniołów ziemi, czyli kapłanów. Pod zaborem działały w ukryciu. Po pierwszej wojnie występowały pod nazwą towarzystwa filantropijno-oświatowego Labor. Prowadziły pracownie kształcenia zawodowego dla dziewcząt. Wanda zgłosiła się do zgromadzenia latem 1924 roku, miała 17 lat.

Przyjęta na próbę; zgodę cofnięto. Wysłano ją na roczny kurs ogrodniczy pod Wilno. Przyjęta do nowicjatu; czuje bóle dookoła głowy, w rękach, nogach i boku; usunięta. Chce wstąpić do bernardynek, benedyktynek, odmawiają. Idzie na kurs gotowania, kończy szkołę powszechną. Ponownie przyjęta do sióstr anielskich. W 1930 roku składa śluby na trzy lata, wreszcie - śluby wieczyste. Notuje: jest za głupia, żeby wyrazić własne szczęście.
W kaplicy przy Trockiej w Wilnie usłyszała głos w czasie obłóczyn: - Mam zamiar uczynić z ciebie ofiarę.

Jakaś siostra niegrzecznie odpowiedziała przełożonej. Wanda chce cierpieć za ten grzech. I za grzechy własne. I "letnich" księży. Jest gotowa przyjąć każde upokorzenie; pragnie ofiarować cierpienia w intencji kapłanów i zakonów.

Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu pogrąża się w kontemplacji. Głos: - Będą cię mieli za nic; będą cię usuwać. Będziesz napastowana przez szatanów i złych ludzi. Ogarną cię ciemności wewnętrzne.

Jakiś spowiednik nie chce udzielić jej rozgrzeszenia, traktuje ją jak psychicznie chorą. Ksiądz Tadeusz Makarewicz, przewodnik duchowy, każe jej uznać głosy, które usłyszała, za złudzenia.
W Wielki Czwartek 1934 roku, gdy w nocy modliła się w łóżku, ujrzała Chrystusa konającego. Przed Bożym Narodzeniem poczuła podczas spowiedzi przeszywający ból w stopach, dłoniach i boku. Krew!

Zeznania siostry Rozalii, pielęgniarki: "Widziałam, jak w czasie przeżyć z rąk i nóg krew żywo tryskała. Widziałam, jak płynęła z oczu i często z głowy".
Przyszedł ksiądz Makarewicz z sakramentem namaszczenia chorych. Chciała ukryć rany. Przy piecu suszyły się płótna. Zauważył stygmaty.
Nakazał Wandzie pisać dzienniczek.
"Duchu Święty, oświeć mój rozum - prosiła na pierwszej stronie pamiętnika - prowadź moją rękę w pisaniu i w szczerości".

Napisała wiersz: "Ja depcę marne radości tej ziemi/ Odtrącam czarę słodyczy/ I tęsknię tylko za cierniami Twymi/ Twoich pożądam goryczy/ (...) I w krwawe tylko przystrojona róże/ Na Twoje stanę wezwanie/ W wybranym umieścisz mię chórze/ Przy stopach Twoich o Panie".

Błąd maszynistki
Jesteś jeszcze niteczka pajęcza, mówi do niej Jezus. Aby mogła umacniać kapłanów, musi być twarda jak szyna. Ich nieposłuszeństwo gniewa Pana. Rutyna ich wiary. Przywiązanie do rzeczy ziemskich. Brak ubóstwa i pokory. Za mało miłości. Są jak lód.
W zakonach zatykają uszy na głos Pana. Nie jest rozkoszą dla Pana tam mieszkać. Mniej mądrości, więcej miłości.
Ty masz być kroplą ożywczą na ich nędzę, mówi głos. Wanda jest piórem w ręku Pana; a co napisze, nie jest zasługą pióra.
Ona mówi: lichotę wybierasz, nędzną, nieuczoną. Pan: Gołąbko, Cherubie, Oblubienico, Iskro Kapłanów, nie chciej woli własnej, jeno mojej. Tajemnic moich nie przenikniesz. Widzę wszystko, słyszę każde uderzenie twego serca. Masz mnie ukochać do szaleństwa i dla mnie umrzeć.
Ona: za słaba jest, nie podoła; ludzie w kaplicy świdrują ją ciekawskim wzrokiem. Nazywają: "ta, co przepowiada". Uchodzi za dziwaczkę, głupią, opętaną. Niech Pan ją prowadzi drogą zwykłej siostry anielskiej. Pan: z ziemi odejdziesz niezrozumiana.
W wileńskim "Słowie" ukazał się artykuł księdza Tadeusza Makarewicza "Zjawisko stygmatyzacji na Wileńszczyźnie".

Mówi ksiądz Jan Pryszmont: - Po latach rozmawiałem z nim o stygmatach siostry Wandy. Uważał, że to sprawa poważna. Dał dwa uzasadnienia: siostra bardzo cierpi; idea tych cierpień - za kapłanów i zakony - jest wspólna dla wielu mistyków ostatniej doby.

Nadszedł z Rzymu telegram na adres plebanii, do księdza Makarewicza. "Sa Saintete benit paternellement soeur Wanda Boniszewska". Ojcowskie błogosławieństwo od papieża podpisane przez kardynała Pacellego, późniejszego Piusa XII. Był rok 1935.

Minie prawie pół wieku, nim Wanda wyzna, że przenikała ją w tamtym czasie pycha "wybraństwa".
W 1982 roku ksiądz Czesław Barwicki przekazał biskupowi Julianowi Wojtkowskiemu z Olsztyna do oceny 113 zdań o kapłaństwie, które wypowiedziała w ekstazie. Biskup zakwestionował jedno, jako sprzeczne z dogmatem Przeistoczenia: "Posłuszny jestem na słowa kapłana, łączę się z hostią".
Pisał: "Błąd dogmatyczny wyklucza prywatne objawienie Boże. Całość należy ocenić jako modlitwę duszy pobożnej, która przez złe kierownictwo przywiązała się do wewnętrznych przeżyć, uwierzywszy w swe posłannictwo. Tym samym zakończył się jej postęp w modlitwie mistycznej. Uwikłana w miłość własną spada ze szczebla zjednoczenia ekstatycznego w dół. Tekstów tej osoby rozprowadzać nie wolno".

Ksiądz Barwicki tłumaczył: zdanie-herezja to skutek błędu maszynistki. W dzienniczku siostry było: "łącz się z hostią".

Ufność proszę mieć
Nawet pranie sprawia jej trudność. Kiedy inne wyrywają zielsko w kapuście, kopią ziemniaki, szorują podłogi, Wandę męczą krwawe wymioty albo gorączka, leży bez siły. Obcięto jej warkocze, bo czesanie zakrwawionych splotów sprawiało jej ból. Przełożona generalna radzi, by modliła się o cofnięcie ran. Czy jej choroba pochodzi od Boga? Czy wizje mają charakter nadprzyrodzony? Zaleca bezwzględną szczerość wobec przewodnika duchowego, aby uniknąć szatańskich zasadzek.
Siostra Aniela, chora umysłowo, wyznaje, że czuje do Wandy wstręt i nienawiść. Wanda się jej lęka.
Wydaje im się zbyt pryncypialna - siostrom nie przystoi jeździć na rowerze, mówi Wanda, ani słuchać radia w obcych domach... Nie rozumieją jej.

Podejrzewają gruźlicę. Wanda ma jadać osobno, stać w kaplicy w najdalszym kącie, komunię przyjmować ostatnia. Wiozą ją do lekarzy. Doktor Odyniec, słynny z leczenia nerwów, w styczniu 1936 roku orzeka: gruźlica. Doktor Borodzicz po prześwietleniu żadnej choroby nie znajduje. Doktor Kisiel mówi: chore płuca, pić wapno, wyjechać na wieś. Jeszcze inny chce jej wykonać odmę płuc, Wanda odmawia. "Rozumiałam dobrze, że moja choroba nie jest udzielająca się".

Co jakiś czas lekarze będą kłuli jej rany, fotografowali, klepali w policzki, ściskali skronie, trzęśli głową, pytali o sny. W 1958 roku umieszczą ją na oddziale neurologicznym Szpitala Psychiatrycznego w Choroszczy koło Białegostoku (po tygodniu zabierze ją stamtąd siostra Rozalia). W 1962 roku w Lublinie usuną z jej czaszki guz wielkości kartofla.

Ona się będzie modlić, by Jezus uczynił ją zdolną do pracy albo położył kres jej życiu.
Krótko przed wojną metropolita wileński arcybiskup Romuald Jałbrzykowski, jej spowiednik nadzwyczajny, kieruje do niej słowa pociechy: "...uzbroić się w cierpliwość, ufność proszę mieć...". Polecał jej przyjąć dar stygmatów.

Lama, pies, śnieżna białość
Kim jest ten, który idzie ku niej w majestacie blasku? Szata na nim złocista, przetykana czerwonymi wstęgami. Wandę ogarnia ciemność, dotyka krzyża, piękna postać pluje cuchnącą śliną, precz szatanie!

On przybiera postać lamy, psa, namiętnego mężczyzny, śnieżnej białości. "Niewolnicą jego się stałam". Wanda zastanawia się: czy z piekła można miłować Boga?

Nie chce przyjąć komunii; jest grudzień 1941 roku. Niech zabiorą z jej pokoju figurkę Matki Boskiej. Z korytarza ksiądz Barwicki czyni znak krzyża w stronę jej drzwi: - Exorcizo te immunde spiritus...
Zwątpienie napełnia jej duszę. Po co spowiedź? Czy naprawdę w hostii obecny jest Jezus? Ksiądz nie udziela jej rozgrzeszenia, każe przyjść do spowiedzi nazajutrz rano. W nocy Wanda słyszy zgrzyty, śmiechy... Myśli: to piekło się cieszy! Ale precz z posłuszeństwem, nie pójdzie do spowiedzi. Poszła.
Znów ciemność. Widzi księdza z Syberii, on chce popełnić samobójstwo, Wanda walczy o niego w modlitwie. Duszenie za gardło (na jej ciele znaleziono potem ślady - jakby po grubym sznurze). Szatan przekonuje ją, że jeśli chce oddalić grzechy od kapłanów, to ma je wziąć na siebie. Czyli... popełnić!
- Dlaczego siostra słucha podszeptów szatana?
- Tu nie ma szatana, głupstwa ksiądz plecie... I ze zmienioną twarzą, cudzym głosem: - Nie broń szatanów, bo zdradzisz się...
- Exorcizo te...
Szloch nią wstrząsa, klęka, całuje krzyżyk, prosi o przebaczenie.

Nacjonaliści burżuazyjni tumanią umysły
Koniec wojny. Siostry od aniołów wyjeżdżają do Polski, tylko kilka pozostaje w Pryciunach. Ksiądz Czesław Barwicki obejmuje parafię na Białorusi, aresztują go w 1948 roku. W Wilnie służby bezpieczeństwa nachodzą jezuitę obrządku wschodniego Antoniego Ząbka. Od lipca 1946 roku siostry ukrywają go w piwnicy. Spowiada je, ma prawo odprawiać msze w obrządku łacińskim. Pisze biografię Wandy.

- Najpierw przyjeżdżałem do Pryciun raz na dwa tygodnie i odprawiałem mszę świętą w kaplicy publicznej - opowiada ksiądz Jan Pryszmont. - Kiedy sowieci nakazali kaplicę zamknąć, czasem odprawiałem mszę tylko dla sióstr. Spowiadałem księdza Ząbka.

Siedziała przy stole, były jej imieniny, czerwiec 1949 roku. Nagle mówi: - Za rok nie będę tu obchodzić imienin. I tej tutaj nie będzie - wskazała palcem siostrę - i tej... Przyjdzie wicher i zmiecie Pryciuny.

Walenie do drzwi, trzecia rano, Wielkanoc 1950 roku. Rewizja. Znaleźli ojca Ząbka. Fotografują jego papiery, piwnicę, obejście. Pełno wojska. Ciężarówka. Wilno, ulica Ofiarna, cela, smród ludzkich odchodów.

Kopią ją pod kolana. Biją w twarz. Wanda rozmyśla o samotności Chrystusa - więźnia tabernakulum. Rewizja, stoi naga. Myśli o dziesiątej stacji Drogi Krzyżowej - Jezus z szat obnażony. Zabrali medaliki, różaniec, gumy do pończoch, zatrzaski, spinki do włosów, sznurowadła. Wiozą ją na blok szpitalny przy placu Łukiszki. Pochylają się nad jej ranami. - To żylaki - mówią. - Ma psychozę. Wanda myśli: ot, głupi wy jesteście, choć lekarze... Fotografię jej rąk ze śladami ran dołączają do akt. Podpis pod zdjęciem: "Jeden z przejawów szarlatanerii".

List ojca Ząbka z grudnia 1955 roku do księdza Barwickiego: "Jak mi mówiono - na przesłuchaniach rąbała twardą prawdę. Wy będziecie tu, a ja będę tam! Pokazywała palcem w dół, potem w górę".
Słabnie, przesłuchują ją leżącą na noszach. Zachorowała na zapalenie opon mózgowych.
Wyrok zapadł zaocznie w Moskwie. Rozprzestrzeniała antysowieckie wymysły pod pozorem kontaktów z życiem pozagrobowym; nielegalnie uczyła dzieci religii, ukrywała Antoniego Ząbka. Dziesięć lat łagru.

Jeszcze w 1960 roku wydawany w Wilnie po polsku "Czerwony Sztandar" przypominał historię aresztowań w Pryciunach. Garstka nacjonalistów burżuazyjnych tumaniła umysły ludu. Ksiądz Ząbek, szpieg Watykanu, aranżował cuda, jakich dokonywać miała pomylona babina Wanda Boniszewska. Jednak czujność wilnian dopomogła organom radzieckim.

Sto rubli na cukier
Moskwa, Czelabińsk, Magnitogorsk, Ural. W lutym 1951 roku transportują siostrę Wandę do łagru Wierchnij Urał. "W ten pierwszy Wielki Tydzień dobrze mi tu było - pisze - jakkolwiek byłam w więzieniu. Ale mocniej Go kochałam i miałam wrażenie, że On mnie też mocniej jeszcze do krzyża przygważdża".
W jej baraku mieszkają Austriaczki, Niemki, Finka. - Na literę B - krzyczy strażniczka - zbierajcie się!
Badanie. - Modlicie się! Podburzacie więźniów! Spiskujecie! Kuglarka, zdechniesz tutaj.
- Boże, odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią.

Ten naczelnik, który bił jej głową o ścianę, przyszedł w nocy do jej karceru. - Przekonałem się, że Bóg jest - szepcze - bo sumienie nie daje mi spokoju... I poprosił o przebaczenie. (Wyrzucą go z partii, opuści Wierchnij Urał. Po śmierci Stalina w 1953 roku przyśle siostrze Wandzie sto rubli na cukier).

Znów Wielki Tydzień, rany się otworzyły. W ekstazie Wanda mówi: Stalin... Beria... Bóg chce, aby te piekielne wrota pootwierać.
- Na literę B, zbierajcie się!
Opletli ją przewodami elektrycznymi; straciła przytomność.
Ta lekarka, która pochyla się nisko nad jej piersią i słucha bicia serca, szepcze: - Pomódlcie się za mnie i za moje dzieci.
- Na literę B, zbierajcie się!
Skopali ją. Zmoczyła się na podłogę, płacze z bólu i wstydu.
Zamknęli ją z psychicznie chorymi; w karcerze ze szczurami.
Gdzie jest Bóg, kiedy ona pogrąża się w ciemności? Dręczy ją pokusa samobójstwa, potem tortura poczucia winy. Uwolnić się... Ale skąd ten zapach kwiatów w kamiennej celi?
Chcą odebrać jej krzyżyk, który zaszyła w buszłacie, więziennej kurtce. Jak w natchnieniu Wanda przepowiada los każdego z nich. - Milcz, gadzino!
Dyżurny szepcze, że naczelnicy lękają się jej łez, bo są krwawe. Mówi, że walczył o Warszawę; niech ona się za nim wstawi u Boga, jak umrze.
- Na literę B... Rozebrać się... Wezwali dyżurnego, niech z nią zrobi, co należy, zdaje się, że ona jeszcze niewinna? Rechot. Wanda wzywa Maryję, zemdlała.
Podobno Stalin umarł. Wypuścili nieuleczalnie chorych. Nowy lekarz przepisał jej mleko w proszku. Przychodzą paczki od księdza Pryszmonta z Bujwidz. Ten, który ją kopał, jest teraz więźniem. W grypsie prosi o przebaczenie.

Od prawosławnych więźniarek Wanda otrzymuje czasem komunię świętą. Strażniczki mówią, że niedługo wyślą Wandę do Moskwy i zobaczy tam piękne metro.

Zło krąży i musi uderzyć
- Po co Bogu cierpienie człowieka?
Ksiądz Jan Pryszmont (ze zniecierpliwieniem): - Przecież to jest jeden z najtrudniejszych problemów teologicznych i filozoficznych. Syn Boży poprzez cierpienie przywrócił człowieka do życzliwości Bożej. Trzeba spojrzeć na cierpienie w perspektywie zbawienia. Warto każdą cenę zapłacić za zbawienie.

Kardynał Henryk Gulbinowicz: "Każde trwałe dobro należy okupić cierpieniem - to moja zasada życiowa".

Jeszcze w Pryciunach mówił jej Pan: "Chcę, abyś konała tak długo, jak długo można, aby przebłagać mój gniew. Gdy świat zachłyśnie się gorącą krwią, ja chcę zachłysnąć się pragnieniem świętości dusz mnie poświęconych". "Konanie twoje przedłużę do ostatecznej męki...". "Cierp, moje Piórko".

Ksiądz Dariusz Kowalczyk, prowincjał jezuitów w Warszawie: - Ta mistyczka werbalizowała swoje doświadczenia w sposób zgodny z jej naturą, wykształceniem i epoką, w której żyła. Jeśli była wychowana w duchowości zadośćuczynienia srogiemu Ojcu, to takim językiem wyrażała swoje mistyczne doznania. Współczesny człowiek może ten język odrzucić, nie odrzucając tajemnicy, jaka się w jej życiu dokonała. Istotą jej doświadczenia było pragnienie zjednoczenia się z Jezusem Chrystusem na krzyżu, by razem z Nim zadośćuczynić Ojcu za grzechy świata. Tak rozumiała swoje powołanie: im więcej cierpienia, tym więcej łaski. Ja się z takim myśleniem nie utożsamiam. Przecież są różne aspekty "wydarzenia Jezusa": krzyż, zmartwychwstanie, Jezus nauczający, rozmawiający z kobietą, przebaczający - Jezus w różnych sytuacjach. Człowiek ma prawo do zaakcentowania w swoim życiu jednego z tych aspektów; ma prawo podążać bardziej za Jezusem upokorzonym lub Jezusem chwalebnym. To nie znaczy, że można zupełnie zapomnieć o krzyżu i wpaść w wielkanocne alleluja. Ale zdrowa religijność szuka równowagi... Mocne doznania duchowe wpływają na psychikę, ona nie radzi sobie z nimi. To nie znaczy, że mistyk jest wariatem. Psychika nie jest w stanie tych doświadczeń duchowych pomieścić... Skąd wątek ofiarowania cierpień za innych? Karl Rahner, wybitny teolog XX wieku, uważał, że pomiędzy ludźmi - duchami w świecie - istnieje mistyczna jedność. Co się dzieje w jednym człowieku - wpływa na drugiego. Mistyk wyprowadzi stąd wniosek: zło, które dzieje się w jednym miejscu świata, ma wpływ na cały świat. Skoro zło innego wpływa na mnie, to może ja mogę zabrać mu to zło? Skoro jakiś kapłan grzeszy, co owocuje złem w nim i wokół niego i zasługuje na karę Bożą, to - Panie Boże - nie karz jego, ukarz mnie... Spraw, by zło, które się rodzi z jego grzechu, przeszło na mnie... Bo zła nie można unicestwić w sposób magiczny; gdy już raz zostało stworzone przez człowieka, krąży i musi uderzyć. Człowiek może je tylko wziąć na siebie i w sobie przezwyciężyć.
- Bóg przygląda się złu obojętnie?
- Bóg nie może zła dekretem zlikwidować, bo wtedy z wolnego świata uczyniłby marionetkę.

Znaki
W październiku 1956 roku polska delegacja wita grupę repatriantów na granicy w Brześciu. Kupiono Wandzie ubranie i wręczono tysiąc złotych.
Odurza ją powietrze w Polsce i przyroda, i śpiew ptaków. "Boję się zbudzić".
Mieszkała w domach zakonnych w Chylicach, Pogorzałkach, Białymstoku. Była gospodynią u braci dolorystów w Częstochowie. Często chorowała. Po złamaniu kości biodrowej w 1980 roku poruszała się już tylko o kulach. Robiła różańce.

Wypytywano ją czasem o przyszłość jakiegoś człowieka, czy Polska odzyska Wilno. Broniła się: - Nie jestem jasnowidzem. Przepowiedziała, że księża Ząbek i Barwicki przeżyją ją, ale to ona ich przeżyła.

W czerwcowy wieczór 1963 roku przerywa nagle pacierze i zaczyna odmawiać Anioł Pański za zmarłego papieża. Dziwią się, bo Jan XXIII jeszcze żyje. Nie było radia w domu. Nazajutrz prasa doniosła, że papież zmarł poprzedniego wieczora o ósmej czterdzieści dziewięć.

Czego pragnie dla swojego zgromadzenia - pytano - i dla innych zakonów? Niech przełożeni mniej trzymają się litery prawa, bardziej kierują się miłością; pragnie więcej łagodności i dobroci.
Czasem ogarniała ją ciemna chmura i Wanda cierpiała wtedy bardziej niż w łagrze. "Grozi mi odrzucenie". Obwiniała się o brak ofiarności i dobrych uczynków. W 1983 roku napisała: "Mam całkowity pokój duszy i nic mnie nie trwoży".

Jej rany przestały się odnawiać na początku lat 70. Ból w miejscach znaków pozostał.
"Czy stygmaty miały charakter nadprzyrodzony - pisze kardynał Henryk Gulbinowicz - powinien osądzić Kościół po zbadaniu całości sprawy". Nieznane są wyniki badań komisji powołanej w Wilnie przed wojną.

W domu zakonnym sióstr od aniołów w Chylicach
w holu na pierwszym piętrze wisi obraz namalowany pod wpływem wizji siostry Wandy, jakiej doznała w czerwcu 1941 roku. Kapłan ukrzyżowany razem z Chrystusem, lecz Zbawiciel prawie niewidoczny. Po jej śmierci fotografię obrazu opublikowała prasa. Wizja kapłana jako zastępcy Chrystusa jest mocno przesadzona, uznali ostatnio biskupi; tak się nie godzi przedstawiać Zbawiciela. Zakazali pokazywania obrazu.
Komisję w sprawie objawień siostry Wandy będzie można powołać wtedy, gdy pojawią się uzdrowienia za wstawiennictwem zakonnicy lub inne znaki.
Siostry od Aniołów odmówiły mi rozmowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz